środa, 1 października 2014

Wizowe potyczki


Mamy wizę na miesiąc, specjalnie w Szwajcarii wyrabiana aby była przedłużalna, powinno nie być problemów. Proste nie?

Misja : przedłużyć wizę.
Zasady: zdobyć 1000000 dokumentów 
 Ale co to dla nas!
 Trzy, dwa, jeden START poszłyyyyyyyyyyyyy!!!!!!!!!

Scenka nr1
Podjeżdżamy pod stary, brudny, odrapany budynek, wyglądający jak bar z filmów o dzikim zachodzie. W budynku, przy starym stoliku siedzi sobie Pan. Pan patrzy na nas, my patrzymy na Pana. Chwila ciszy. Przechodzimy do konkretów, bo potrzebujemy przecież od Pana baaardzo ważny dokument. Siadam na skraju podstawionego mi taboretu i rozpoczynam obserwację. Brudne ściany, stary materac (?), stosy brudnych teczek, zszokowanie spojrzenie Reni, brudne ściany, porozumiewawczy uśmiech Siotry Alejandry.... STOP! Dlaczego Pan przepisuje połowę danych z paszportu mojego, a drugą połowę z Reni??? Ano tak... spokojnie poprawia, niewzruszony naszą paniką.
Potrzebne dane naszych rodziców. Ok. Pan kładzie przed nami skreberko po gumie do żucia. Patrzę na sreberko, patrzę na Pana.. acha... to na tym mamy wypisać dane...

Scenka nr2
Kolejny dokument to zaświadczenie że pracujemy w ramach działalności Kościoła Katolickiego. Wsiadamy do małej taksówki aby przejechać na drugi koniec miasta i....... stoimy. Wszystko stoi. Korek gorszy niż w centrum Warszawy w godzinach szczytu. Ulicą idą tłumy. Przedzierają się między samochodami a my.... STOIMY. Kierowca niewzruszony wyłącza samochód. Można sobie uciąć drzemkę..

Wchodzimy do Episkopatu!! I to by było na tyle, bo akurat nie ma prądu. Ksiądz tłumaczy nam że od rana są problemy i nic nie działa. Możemy spróbować po południu.
Popołudnie. Dzwonimy czy jest prąd. Prąd jest!!!! Jedziemy. Tym razem autobusem. Wciśnięte w małego busa, upchanego ludźmi pod sufit, podskakujemy na wybojach i o mało nie wypadamy na zakrętach przez otwarte drzwi. Człowiek na człowieku.
Wchodzimy do Episkopatu!! Przepraszamy.... znowu nie ma prądu.


Scenka nr3
Potrzebny dokument z Komendy Głównej Policji.
Przeciskamy się przez całe miasto. Dobiegam do drzwi... ZAMKNIĘTE.
Szukamy, pytamy. Wychodzi nam naprzeciw Pani i oznajmia że zamknięte. Aha. A dlaczego? Pani podaje jakieś zawiłe wyjaśnienie na które Siostra Alejandra tylko wznosi brwi do góry.
„Czy jutro już będzie otwarte? „
„Możliwe. Powinno być”
Aha.
Następnego dnia wprawdzie jest otarte, Pani przyjmuje dokumenty, ale potrzebny nam świstek może nam wydać za..... dwa dni.

I tym sposobem koczujemy w stolicy grając w zabawę „Zbież je wszystkie”. Wyjazd do Mahajangi przekłada się z dnia na dzień. To tylko 14 godzin stąd....

Wizę dostaniemy na kolejny miesiąc. A wtedy zabawa zaczyna się od początku...:D

O biedny europejczyku... jakże śmieszny i bezsilny się tu czujesz ze swoim zegarkiem i swoimi uporządkowanymi planami...

Ruda:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz