Dzwoni dzwonek. Przed nami pierwsze
zajęcia sportowe.
Po chwili na horyzoncie pojawiają się
maszerujące parami maluchy.
Machające dłonie i szerokie uśmiechy
widzimy już z daleka. Dzieciaki podskakują radośnie i
przyspieszają aby jak najszybciej dotrzeć do boiska, na którym
czekamy.
Ale zaraz.... korowód par ciągnie się
i ciągnie jakby w nieskończoność...
20, 30, 40.... próbuję szybko
oszacować ilość maluchów ale po chwili rezygnuję i panicznym
wzrokiem szukam wzroku Renaty. Taaak w nim też spotykam przerażenie.
130 bosych pierwszoklasistów, dwie
piłki i my... z paniką w oczach...
Tak było dwa miesiące temu, kiedy
zaczynałyśmy pracę i poznawałyśmy tutejsze realia. Szybko jednak
okazało się, że dla tutejszych dzieci czekanie w kolejce na piłkę
czy dzielenie się jednymi nożyczkami nie jest problemem. Cierpliwie
czekają, rozpromieniając świat uśmiechem pełnym wdzięczności.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam klasę
liczącą 50 osób, bałam się czy sobie poradzę.
Kiedy pierwszy raz wkroczyłam do
technikum gdzie uczę języka angielskiego, zobaczyłam młodzież o
dwie głowy wyższą ode mnie. Bałam się czy będą mnie w ogóle
słuchać.
Kiedy pierwszy raz przytulił się do
mnie mały gacek i poczułam zapach brudu, a w moje spodnie wytarta
została cała zawartość małego nosa, bałam się czy dam radę
się przełamać...
Nie wiem czy sama bym dała.
Wiem że po dwóch miesiącach nie
widzę już brudu i nie czuję przykrych zapachów. Widzę natomiast
cudownie rozpromienione oczy i piękne szerokie uśmiechy.
Zapominam o higienie kiedy daje buziaka
płaczącemu malcowi.
Nie widzę tylko nędzy i podartych
ubrań ale życzliwe spojrzenia, ciepłe podania dłoni i proste
oznaki wdzięczności.
Wchodzę w ten świat trochę po
omacku. Wchodzę jak ktoś kto nagle znalazł się w ciemnym pokoju
i po chwili dopiero zaczyna rozpoznawać kształty. Zadziwiam się
każdego dnia i czasem tak mało rozumiem...
Myślałam że jestem tak bardzo
otwarta na innych i na świat.
Pan Bóg pokazał mi, że ciągle
patrzę tylko oczami zamiast sercem. Jak wiele we mnie murów i
blokad...
Dziękuję Ci Panie, że miłością
kruszysz serca nawet tak zatwardziałe jak moje.
Ruda
WITAJ JUSTYNA !!!!
OdpowiedzUsuńW DNIU DZISIEJSZYM RANO O 7 00 SPRAWOWAŁEM MSZĘ ŚW. W TWOJEJ INTENCJI.
BYŁA TWOJA MAMA I MŁODSZA SIOSTRA MARYSIA I BYŁ PRZEDE WSZYSTKIM ON – JEZUS CHRYSTUS MÓJ I TWÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL
CHYLĘ CZOŁA PRZED TOBĄ I GRATULUJĘ ODWAGI – RUDA TRZYMAJ SIĘ NA MADAGASKARZE POMIMO WSTRĘTNEJ POGODY
JESTEŚMY Z TOBĄ
ks. Artur Dobrzyński – stary znajomy
Ps. Podaj swojego maila
Szczęść Boże!! Już mi mama zdążyła donieść o tej niespodziance:))) Dziękuję ogromnie a mail poszedł smsem:)) Ruda
UsuńWspaniała praca, bardzo dobrze zapowiadający się blog. Będę tu zaglądać częściej :)
OdpowiedzUsuńA Renię pozdrawiam szczególnie mocno :)
A. Karolak
Trochę przypadkiem trafiłem na wasz blog, zaintrygował mnie ten tytuł "Nauka patrzenia". W artykule poświęcacie uwagę brudowi i piszecie jak nauczyłyście się go ignorować. Ze swoich lekcji WF-u które odbywałem jako uczeń w szkole podstawowej u nas w Polsce, nie przeszkadzał mi brud ale przemoc. Miałem zajęcia WF-u w grupie 30 osobowej i przemoc była ogromnym problemem (unikałem WF-u własnie ze względu na przemoc), nie uwierzę iż w grupie 120 osobowej w której prowadzicie zajęcia w ogóle nie spotkałyście się z problemem przemocy. W każdym razie w ogóle o niej nie piszecie, nauczyciel WF-u od nas z Polski który czytałby ten wpis w poszukiwaniu rady jak radzić sobie z problemem przemocy wśród uczniów nie znalazł by żadnej pomocy w waszym wpisie. Zastanawia mnie czy naprawdę jest tam tak cudnie że przemoc nawet w grupie 120 osobowej nie występuje czy też podobnie jak z problemem brudu nauczyłyście się ignorować problem przemocy, nie dostrzegać go.
OdpowiedzUsuń