poniedziałek, 1 grudnia 2014

Nauka patrzenia

Dzwoni dzwonek. Przed nami pierwsze zajęcia sportowe.
Po chwili na horyzoncie pojawiają się maszerujące parami maluchy.
Machające dłonie i szerokie uśmiechy widzimy już z daleka. Dzieciaki podskakują radośnie i przyspieszają aby jak najszybciej dotrzeć do boiska, na którym czekamy.
Ale zaraz.... korowód par ciągnie się i ciągnie jakby w nieskończoność...
20, 30, 40.... próbuję szybko oszacować ilość maluchów ale po chwili rezygnuję i panicznym wzrokiem szukam wzroku Renaty. Taaak w nim też spotykam przerażenie.
130 bosych pierwszoklasistów, dwie piłki i my... z paniką w oczach...

Tak było dwa miesiące temu, kiedy zaczynałyśmy pracę i poznawałyśmy tutejsze realia. Szybko jednak okazało się, że dla tutejszych dzieci czekanie w kolejce na piłkę czy dzielenie się jednymi nożyczkami nie jest problemem. Cierpliwie czekają, rozpromieniając świat uśmiechem pełnym wdzięczności.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam klasę liczącą 50 osób, bałam się czy sobie poradzę.
Kiedy pierwszy raz wkroczyłam do technikum gdzie uczę języka angielskiego, zobaczyłam młodzież o dwie głowy wyższą ode mnie. Bałam się czy będą mnie w ogóle słuchać.
Kiedy pierwszy raz przytulił się do mnie mały gacek i poczułam zapach brudu, a w moje spodnie wytarta została cała zawartość małego nosa, bałam się czy dam radę się przełamać...
Nie wiem czy sama bym dała.


Wiem że po dwóch miesiącach nie widzę już brudu i nie czuję przykrych zapachów. Widzę natomiast cudownie rozpromienione oczy i piękne szerokie uśmiechy.
Zapominam o higienie kiedy daje buziaka płaczącemu malcowi.
Nie widzę tylko nędzy i podartych ubrań ale życzliwe spojrzenia, ciepłe podania dłoni i proste oznaki wdzięczności.
Wchodzę w ten świat trochę po omacku. Wchodzę jak ktoś kto nagle znalazł się w ciemnym pokoju i po chwili dopiero zaczyna rozpoznawać kształty. Zadziwiam się każdego dnia i czasem tak mało rozumiem...

Myślałam że jestem tak bardzo otwarta na innych i na świat.

Pan Bóg pokazał mi, że ciągle patrzę tylko oczami zamiast sercem. Jak wiele we mnie murów i blokad...

             Dziękuję Ci Panie, że miłością kruszysz serca nawet tak zatwardziałe jak moje.

 Ruda


4 komentarze:

  1. WITAJ JUSTYNA !!!! 
    W DNIU DZISIEJSZYM RANO O 7 00 SPRAWOWAŁEM MSZĘ ŚW. W TWOJEJ INTENCJI. 
    BYŁA TWOJA MAMA I MŁODSZA SIOSTRA MARYSIA I BYŁ PRZEDE WSZYSTKIM ON – JEZUS CHRYSTUS MÓJ I TWÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL 

    CHYLĘ CZOŁA PRZED TOBĄ I GRATULUJĘ ODWAGI – RUDA  TRZYMAJ SIĘ NA MADAGASKARZE POMIMO WSTRĘTNEJ POGODY 
    JESTEŚMY Z TOBĄ
    ks. Artur Dobrzyński – stary znajomy 
    Ps. Podaj swojego maila 

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęść Boże!! Już mi mama zdążyła donieść o tej niespodziance:))) Dziękuję ogromnie a mail poszedł smsem:)) Ruda

      Usuń
  2. Wspaniała praca, bardzo dobrze zapowiadający się blog. Będę tu zaglądać częściej :)
    A Renię pozdrawiam szczególnie mocno :)
    A. Karolak

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę przypadkiem trafiłem na wasz blog, zaintrygował mnie ten tytuł "Nauka patrzenia". W artykule poświęcacie uwagę brudowi i piszecie jak nauczyłyście się go ignorować. Ze swoich lekcji WF-u które odbywałem jako uczeń w szkole podstawowej u nas w Polsce, nie przeszkadzał mi brud ale przemoc. Miałem zajęcia WF-u w grupie 30 osobowej i przemoc była ogromnym problemem (unikałem WF-u własnie ze względu na przemoc), nie uwierzę iż w grupie 120 osobowej w której prowadzicie zajęcia w ogóle nie spotkałyście się z problemem przemocy. W każdym razie w ogóle o niej nie piszecie, nauczyciel WF-u od nas z Polski który czytałby ten wpis w poszukiwaniu rady jak radzić sobie z problemem przemocy wśród uczniów nie znalazł by żadnej pomocy w waszym wpisie. Zastanawia mnie czy naprawdę jest tam tak cudnie że przemoc nawet w grupie 120 osobowej nie występuje czy też podobnie jak z problemem brudu nauczyłyście się ignorować problem przemocy, nie dostrzegać go.

    OdpowiedzUsuń